Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
182
BLOG

Piękne, zielone Podlasie i... tylko żubroni mi żal

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Podróże Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
Moja chęć zobaczenia Białowieży, dotknięcia na ile tylko można Puszczy Białowieskiej, zrodziła się znacznie, znacznie przed maturą. Ileż to razy wtedy - w latach siedemdziesiątych, w czasach obozów wędrownych - wodziłem palcem po mapie w miejscach, które chciałem zwiedzić. Jednak  przełomowym wydarzeniem, działającym tak mocno na wyobraźnię, że za wszelką cenę postanowiłem kiedyś odwiedzić Podlasie, było to, co zobaczyłem w trakcie jednego z telewizyjnych wieczorów w latach osiemdziesiątych. Po tym wszystkim „ co wtedy było wszystkim” przyszła pora na chwałę i… rozrywkę  - ujrzałem na ekranie El Passo- ogiera ze stadniny w Janowie Podlaskim sprzedanego za milion dolarów. Ach! Co to był za koń! Mam go przed oczyma jeszcze dzisiaj.
Tak mi się w życiu złożyło, że - zrodzona wtedy, w czasie tej telewizyjnej migawki - chęć zobaczenia janowskich Arabów na żywo, ziściła mi się dopiero teraz. Planując kilka tygodni temu wyjazd na Podlasie, Janowską stadninę uczyniłem pierwszym obiektem koniecznym do obejrzenia.
          Konie nie muszą się nam  podobać. Więcej! Możemy ich nawet nie lubić… Ale, jeżeli  znajdziemy się naprzeciw stada janowskich Arabów, nasza obojętność, nasz dystans mija w jednej sekundzie. Te zwierzęta są po prostu piękne. Urzekają nas ich harmonijne kształty, iście królewska postawa, a ich gorąca krew widoczna w każdym ruchu, długo trzyma nas w zachwycie. I wtedy jesteśmy już w stanie zrozumieć  malarzy, którzy tematem swych obrazów uczynili konie.
 
          Nie będę tutaj opisywał wszystkich uroków Podlasia, bo doskonale robią to niezliczone przewodniki. Niemniej chciałbym się podzielić z PT Czytelnikiem paroma wspomnieniami z mało egzotycznej - jakby być może wielu powiedziało - wycieczki.
 
          Następnym przystankiem po drodze do Białowieży była Grabarka. Święta góra naszych prawosławnych. Miejsce modlitwy i krzyży.. I jeszcze - ciszy, spokoju i skromności. Jakie to inne od Jasnej góry, Lichenia... Wiem, wiem… Widziałem kipiące złotem kopuły na cerkwiach, rozumiem też różnicę skali, ale mimo wszystko...  Wydaje się, że łatwo odnaleźć tam to, czego się tam szuka.
 
          A w samej Białowieży - wszędzie żubry, żubry i żubry. Przed hotelem, i w recepcji, i w pokoju. Na ulicy i w muzeum. Na straganach, kartach menu i na herbach... Rysowane, malowane, wytłaczane, rzeźbione, odlewane i... wypchane.  Jedne groźne, dzikie, straszne, inne - miłe... Krówki takie, ot pluszaki. Zaś prawdziwe... W jadłospisach w daniach swojskich, i w Zwierzyńcu na wybiegu, no i w puszczy, gdzie je można łatwo spotkać. Łatwo, bo żubr głupi nie jest. Dokarmiany przez leśników zimą szybko załapał, że i w lecie na chłopskich łąkach może nieźle podeżreć. Więc nie zwleka i wychodzi z leśnych kniei coraz bliżej, bliżej domów... Lada moment się oswoi. A tak na serio, to nie wiadomo, co będzie z nim dalej, bo miejscowi - znający las i zwyczaje żubrów - mówią, że zwierzę to nie lubi starych, trudno dostępnych leśnych miejsc. A w naszej części puszczy kolejne tysiące hektarów zostały uznane ścisłym rezerwatem, z założeniem, żeby za lat ileś stały się dziką, pełną zwalonych drzew, wykrotów... nieprzebytą pradawną puszczą. "I tak źle i tak niedobrze" - mówi mi stary leśnik. Ale zostawmy przyszłość tych lasów naturze i ludziom, którzy bez wątpienia są fachowcami i fascynatami tego środowiska. Chociaż jak się człowiek przyjrzy żubroniowi /mieszańcowi żubra i krowy domowej/ i zastanowi się nad jego losem, zaczyna mieć wątpliwości co do zasadności naszej ingerencji w naturę. Wystarczy razem z żubroniem tylko przez parę minut pokiwać się w tym niekończącym się, sierocym  ruchu głowy w tę i nazad, by ujrzeć dramat tego zwierzęcia. A przecież były takie piękne założenia, takie wspaniałe oczekiwania: zamiast w stajni - bezkosztowo, na wolnym powietrzu, w upale i w chłodzie będzie sobie spacerować i wesoło porykiwać nasza zadowolona z wykonania zadania tona wołowiny.
 
          Powróćmy jednak do zwiedzania. Wspomnieć muszę tu o uroczym, niewielkim miasteczku nad Narwią - o Tykocinie. Jego centrum to stary rynek, a wokół niego - ciasno splątana Historia. Czego w tym mieście nie było? Był tam arsenał Rzeczypospolitej i skarbiec kryjący nasze arrasy. Był zalew potopu szwedzkiego i oswobodziciel - hetman Czarniecki. Byli Żydzi, po których została synagoga i trochę pamiątek. I był zamek, i był Alumnat. Alumnat /przytułek - szpital/,  założony prawie czterysta lat temu dla żołnierzy i weteranów wojennych jako jedna z pierwszych takich instytucji w Europie. Nie był duży. Mógł przyjąć tylko dwunastu pensjonariuszy, ale - jak na owe czasy - i tak był niezwykłym przykładem ludzkiego humanitaryzmu. Bowiem los ludzi okaleczonych przez wojnę nigdy nie jest lekki - przecież nawet ogólne uznanie i najwyższa renta nie zrekompensują doznanego uszczerbku na zdrowiu.
 
           Z Tykocina trafiłem do Choroszczy, gdzie w wieku osiemnastym Braniccy wybudowali sobie swoją letnią rezydencję.   Dziś miejsce to, chociaż  w środku mieści się tam muzeum wnętrz pałacowych, z zewnątrz sprawia wrażenie opuszczonego. Owszem, jest tam ogromny park ze starymi drzewami przypominającymi czasy jego dawnej świetności, są piękne meble, stara porcelana i zegary, trochę obrazów, to wszystko jednak budzi jedną myśl - że wszystko przemija.
 
          Mimo tych ciekawych miejsc, atrakcji  i pamiątek, Podlasie to dla mnie przede wszystkim wdzierająca się wszędzie i wszechobecna zieleń. Nawet w  Bieszczadach, czy Beskidzie Niskim nie natrafi się, tak jak tam, na niekończące się zielone łany lasów, zagajników i łąk. Tyle się mówi o niedorozwoju ściany wschodniej. Ale to, że obcokrajowcy  przyjeżdżają spędzać tu urlopy, aby uzbrojeni w lornetki i kamery wychodzić z hoteli o pierwszej, drugiej w nocy „zapolować” na orlika krzykliwego, świadczy o rozwoju przyrody, natury. I to jest, wydaje mi się, najwłaściwszy kierunek rozwoju dla Podlasia.
I te placki ziemniaczane, i baby ziemniaczane, i kartacze…
I wszystko jest ok. Tylko... Tego żubronia mi żal.
 
 
 
           
 
 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości