Po raz pierwszy od dawna stajemy wobec realnego zagrożenia naszej suwerenności. I każdy z nas, w mniejszym lub większym stopniu, zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji. Jednak fala bełkotu zalewająca naszą przestrzeń informacyjną w tej sprawie woła o pomstę do nieba. Co rusz to kolejny "autorytet" opowiada wiecznie żądnym "newsa" mediom, co też ostatnio mu się wyanalizowało (czytaj: przywidziało).
I tak - jeden głosi - że Putin nie wejdzie… Drugi - że gdyby tylko wszedł - to on sam pójdzie z nim walczyć. Trzeci - że trzeba dać broń Ukrainie; czwarty - żeby nie dawać! Kolejny - że Iskandery to nic takiego, a jeszcze następny każe się zbroić… Itd., itp… Kto się z czym obudzi, biega z tym jak kot z pęcherzem, dopóki ktoś go nie wysłucha.
W tej sytuacji pomyślałem, że jak inni mogą takie różności wymyślać, to i ja spróbuję coś wykombinować w materii ewidentnie odwiecznej i chyba równie ważnej i skomplikowanej.
Jaś, zioło, haj i raj
Pasł sobie świnie, Jasio, chłopczyna,
co w ząb nie wiedział, co to dziewczyna.
I byłby chłopię żył wciąż w niewiedzy,
gdyby nie zioło, co zerwał z miedzy.
Pociągnął nosem niuchek nieduży,
nie wiedział nawet, że się odurzył.
I świat się przed nim pięknie odsłonił -
wpierw poznał świnie, co paść przygonił.
Że prosię kwiczy, że ryjem ryje,
że mlaszcze, chlapie, gdy je i pije…
Że się w bajorze ochoczo nurza,
potem się tarza w kurzach podwórza.
Później zachrumka głośno dwa razy,
jakby mówiło: "No, bez obrazy!
Każdy z nas inne stworzenie Boże,
jeden je sztućcem, drugi... jak może".
Gdy Jaś już wiedział, co znaczy prosię
do ziela rzecze: "Pokaż mi Zosię".
Trawka mu na to: "Niuchnij dwa razy,
potem zmruż oczy - czekaj ekstazy.
Jak cię telepnie, zaszumi w głowie,
usłyszysz głosy... Jeden ci powie,
że tylko w fiole, w krańcowym bziku
masz szansę pojąć dziewczę człowieku.
Powstała z żebra wątłych rozmiarów.
Że ma kształt ludzki - to efekt czarów -
wróżki, poczwary, jędzy nad jędze,
co za ten efekt wzięła pieniądze".
Adam jej rzecze: "Masz tu grajcary,
nad moim żebrem czyń czary-mary.
Bliskie, lecz inne stwórz mi stworzenie,
bo - ja odmianę nad wszystko cenię".
Tak się zrodziła pramatka Ewa,
której zachciało się jabłek z drzewa.
Chciała mieć jabłko, jabłko, jabłuszko,
jakby nie mogła najeść się gruszką.
I kusi męża swojemi wdzięki
i szepcze w uszko, no - użyj ręki -
i... zerwij jabłko to zakazane -
pokaż mi w końcu... kto raju panem.
Na takie dictum Adam się łamie
bo jak się oprzeć kuszącej damie?
Zrywa, podaje z szarmanckim gestem,
mówiąc do Ewy: "Patrz kim ja jestem!"
Wtem... Głos rozbija gór rajskich grzbiety:
"Adam! Uległeś wdziękom kobiety!
Odtąd za karę... niczym w rytm walca
będziesz się kręcił wokół jej palca".
Jasio już nie wie, czy jest na haju?
Czy to przez Ewę nie żyje w raju?
Szybko trzeźwieje, nosem nie niucha,
bo wie czym pachnie każda dziewucha.
Tylko z szacunem mówi ku zielu:
za ostrzeżenie - "Thanks przyjacielu.
Już wolę świnie, co żrą z koryta
niż kwiat... Gdy chce coś - wtedy zakwita".