Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
1490
BLOG

Czy Wyspiański i Jego "Wesele" może być nadal aktualny?

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Kultura Obserwuj notkę 0

         

         Czy w dzisiejszych czasach, w których liczy się efekt specjalny, kiedy dąży się do krótkiego - "piktogramowego" - przekazu, gdzie w każdym niemal wydarzeniu scenicznym czy kulturalnym co chwila robi się ukłon w kierunku panujących gustów, ma szansę zaistnieć słowo wierszowane? Czy utwór Wyspiańskiego przedstawiający dramat bohaterów żyjących w czasach, gdy nie było wolnej Polski, zostanie dziś przyjęty tak, jak choćby w inscenizacji Dejmka sprzed kilkudziesięciu lat? Czy autorowi współczesnej adaptacji tego dzieła /scenariusz i reżyseria Krzysztof Jasiński/, wystawianej aktualnie na deskach Teatru Polskiego w Warszawie, udało się znaleźć właściwą proporcję pomiędzy intencją twórcy, pierwotnym kontekstem, a współczesnym postrzeganiem oraz trendami w odbiorze - z natury przecież gardzącymi - choćby i najszlachetniejszą przeszłością.

         Te pytania zadawałem sobie przed obejrzeniem spektaklu. Mając  zaufanie i do reżysera przedstawienia i do Teatru, gdzie jest ono wystawiane,  mimo wszystko obawiałem się rozczarowania. W końcu - od czasów Wyspiańskiego minął już ponad wiek… Mamy pełnię wolności… Kogo teraz interesuje słuchanie słowa, zwłaszcza Takiego Słowa?

Piękny, odnowiony, zabytkowy budynek Teatru Polskiego wypełniony jest po brzegi. Na widowni dominuje licealna młodzież i jej opiekunowie. Gasną światła. Bocznymi drzwiami wychodzi i – trzymając w ręce zapaloną świecę - zmierza w kierunku sceny Gospodarz /Andrzej Seweryn/. W półmroku prowadzi nas ku środkowi sceny… Majestatycznym ruchem, zapowiadającym, że zaraz będziemy świadkami czegoś niezwykle ważnego, stawia tę świecę na kolistym podwyższeniu… I w tym momencie rozpoczyna się spektakl będący uderzeniem muzyki, ruchu, wigoru, kolorów i żywiołów. Rozpoczyna się spektakl słowa, poezji i – Symbolu. I wszystko to przemawia do nas, wszystko to coś dla nas znaczy i zmusza nas do analizy. Gdy zawiązują się wątki dramatu, pojawiają się nasze oddawne, narodowe zmory i nadzieje ubrane w sny i pijackie majaki… A możliwości współczesnej techniki czynią je tak żywe, tak naturalne i tak bliskie nam widzom, że nieodparcie przenoszą nas w czasy, gdy wolność była tylko marzeniem. Marzeniem wszystkich stanów - i chłopów i panów. I  budzi to w nas prawdziwie patriotyczne odczucia… I czujemy się z nimi właściwie i naturalnie, nie  wstydząc się ich przed tymi, z którymi przyszliśmy. Bo wiemy, że oni czują podobnie. Taka jest moc słowa i moc Teatru.

Wtedy już mam pewność, że Wyspiański w adaptacji Jasińskiego wygrał. Że nagle staje się nam nie wszystko jedno, co dzieje się wokół nas. Odkrywamy na nowo rzecz przecież oczywistą, że świat w którym żyjemy jest bardzo kruchy, że historia może się powtórzyć. Nagle zaczynamy czuć troskę o wspólną sprawę. Myślimy też o naszej codzienności, widząc, że obok zmian ogromnych, pozytywnych, istnieje rzeczywistość, która skrzeczy straszliwie. I choć nasza nadzieja mówi nam, że to skrzeczenie będzie słabnąć, to przecież wiemy też, że nigdy się ono nie skończy. Bo jesteśmy tylko ludźmi… Ale - wiemy też coś, czego nie sposób przecenić… Wiemy, że nie potrzeba nam już Wernyhory. Bo mamy Złoty Róg! Dostaliśmy Go w spadku po poprzednich pokoleniach. I gramy na nim pięknie… I tylko czasami  fałszujemy… I choć czasami zachybocze nam on w dłoniach, to przecież trzymamy go mocno - ze wszystkich sił.

         I takie to jest to współczesne "Wesele" grane w Teatrze Polskim.

Dobre! Bardzo dobre, i bardzo, bardzo na czasie! I jedynie nie mogę zaakceptować ostatniej sceny, kiedy to Jasiek już nie ma czapki z piór, któremu po Złotym Rogu ostał się tylko sznur... Jaśku! Nie rób sobie pętli z tego sznura. Nie zaciskaj go sobie na szyi... Tylko szukaj Złotego Rogu  zawsze - do skutku - gdyby się nie daj Boże, gdzieś zatracił. 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura