Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski
361
BLOG

Bohaterowie Powstania

Stanisław Sygnarski Stanisław Sygnarski Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

 

    Dziś - w sierpniu 2016 - z okazji siedemdziesiątej drugiej już rocznicy Powstania oddajmy hołd i spójrzmy raz jeszcze na Jego Bohaterów.

    Zdjęcia, obrazy, filmy, piosenki utrwaliły w naszej świadomości obraz dziarskich mężczyzn z visami, uśmiechniętych sanitariuszek, młodziutkich chłopców rzucających w czołgi butelkami z benzyną. Smutna prawda tych dni jest jednak taka, że już od pierwszych chwil niezwykły zapał, patriotyzm, wola walki spotkały się z - beznadzieją, bezsensem, przerażeniem, strachem, cierpieniem, tułaczką i - śmiercią...

    Zanim jeszcze hałdzie ziemi usypanej w okolicy ulicy Bartyckiej nadano nazwę Kopca Powstania Warszawskiego wielokrotnie słuchałem opowieści powstańca warszawskiego Mokotowa, szeregowca o pseudonimie „Kobuz”. Spoglądałem na tę hałdę od strony ulicy Bluszczańskiej, dowiadując się o tym, jak ci, którzy przeżyli gehennę Powstania po wojnie zwozili furmankami  na to miejsce gruz z warszawskich ruin, usypując go coraz wyżej i wyżej.

    A oto garść wspomnień prawie na siłę z niego wyciąganych... Bo według niego – „o czym tu mówić?”

 

    "Broń to miał tylko dowódca drużyny... Starą parabelkę i cztery naboje... Ale te naboje, to trzeba było oszczędzać - i nikt z nas nie wiedział czy one były dobre... Czy w razie czego wystrzelą, czy nie?”

    „Nie śmiej się,  że ten pseudonim - "Kobuz" - że ja niby jak sokół...  Wszyscy jakieś wybierali... Któryś z chłopaków powiedział, że fajny jest...”

    „Był taki Felek - też z Czerniakowskiej - tylko bliżej Bobrowieckiej... Cwaniak z niego był i rwał do powstania jak nikt... Odgrażał się, że on ich wszystkich...  Dostał w brzuch i tak jęczał, tak jęczał  i tylko mamy... Mamy wtedy strasznie chciał... Ratunku nie było - dwie godziny się męczył.”

    „Zygmunt - brat mój - zginął przy Wilczej w jedenastym dniu... Całą drużyną wyskoczyli z budynku i - granat moździerzowy spadł im pod nogi. Mówili, że nie żył nawet kwadransa. Miał wtedy niecałe dwadzieścia jeden lat. Dopiero po Powstaniu przewieźliśmy go na nasz cmentarz.”

    „Broń to była - dowódca nam mówił - tylko zanim Powstanie się zaczęło, to Niemcy nakryli nasze magazyny...”

    „Butelkę z benzyną nosiłem ze sobą cały czas, ale nie dało rady rzucić... Niemcy nie podchodzili blisko - wycwanili się i strzelali do nas z daleka... „

    „Okrążyli nas... Wstyd mówić - uciekliśmy... Kanałami uciekliśmy...”

    „Przyszliśmy tam po północy. Zdrzemnęliśmy się na strychu ze trzy godziny i poszliśmy dalej. Ktoś chyba doniósł. W każdym razie Niemcy się dowiedzieli i rano zabrali gospodarza i dwóch jego synów - piętnaście i siedemnaście lat... Dowiedziałem się o tym dużo później - nawet nie wiadomo gdzie leżą. Gdyby to można było cofnąć...”

    „Prowadzili nas do Pruszkowa... Gdyby nie ruskie samoloty, to nie dałoby rady uciec z tego konwoju... Ale jak zaczęli bombardować...”

    „Nie prosiłem się,  bo to jakoś głupio było... Bo przecież...  W dziewięćdziesiątym trzecim sami mnie awansowali na podporucznika... Ale czym tu się chwalić... Wielu wśród nas było takich, co nawet kamieniem nie rzuciło... Nie ma potrzeby o tym mówić - bo i po co?"

    Jednak jest o czym mówić - nie tylko o Bohaterach Parasola - trzeba też powiedzieć o wielu, wielu innych Bohaterach Powstania. O tych, którzy nie mieli dylematu czy iść, choć szli z gołymi rękoma. A łatwiej przecież iść z karabinem i wiarą, niż tylko - z samą wiarą.      

    Dziś - po tylu latach - nasze opinie o Powstaniu coraz bardziej się polaryzują. Dla jednych  ten wielki heroiczny zryw pozostaje kompletnym bezsensem o strasznych skutkach, dla innych zaś jest sensem absolutnym. Sensem, który będąc niezwykłym, niesamowitym wręcz wyrazem naszej podmiotowości, być może uchronił nas od zupełnego zruszczenia. I smuci, że waga argumentów obu stron praktycznie uniemożliwia jakikolwiek kompromis. Że często tak naprawdę nie myślimy o motywacjach tych, którzy bez wahania wzięli w nim udział, tylko oceniamy Powstanie przez pryzmat dzisiejszej - bezpiecznej, luksusowej rzeczywistości. Równie dobrze i beznamiętnie - zdaje mi się - możemy rozmawiać o tym, czy Juliusz Cezar dobrze zrobił przekraczając Rubikon. I jak nie pozwolić sobie na tę małą złośliwość, gdy tak często słyszy się beznamiętne arytmetyczne wyliczanki strat, czy - przeciwnie - wojownicze zapewnienia, że „to był nasz obowiązek.”

    Nieporównanie bardziej smuci jednak to, że ów podział opinii o Powstaniu przekłada się niemal bezpośrednio na dzisiejszy podział naszego społeczeństwa w spojrzeniu na współczesną polską rzeczywistość. Bo z reguły ludzie pragmatyczni, o poglądach liberalnych, myślący perspektywicznie o naszym kraju i jego związkach z zachodem, pragnący jego rozwoju i nowoczesności - widzą Powstanie jako czyn heroiczny lecz niepotrzebny, jako kolejną w naszej historii straszną, wyniszczającą nas na lata hekatombę.

    Zaś ci, dla których liberalizm jest wielkim złem, którzy za nasze niepowodzenia winią wszędobylski obcy kapitalizm, którzy uważają, że nasz kraj trzeba najpierw wyczyścić ze złej przeszłości i  "obcych ideowo" ludzi, wyprostować historię, wyrównać szanse i budować nową -  naszą własną - lepszą i sprawiedliwą przyszłość, widzą Powstanie jako czyn ofiarny, ale konieczny. Bo wolność, bo Ruscy, bo Niemcy, bo obowiązek...!

    I myślę, że tak jak długo jeszcze nie znajdziemy wspólnego mianownika w ocenie Powstania, tak długo nie potrafimy spojrzeć ponad podziałami na naszą przeszłość, nasze dziś i jutro.

 

 Poniższy wiersz dedykuję wszystkim Powstańcom, również tym, którzy uczestnicząc w Nim - nie mieli możliwości walki i jeszcze długo po Nim czuli wyrzuty, że zrobili tak mało, choć przecież zrobili tak dużo:

 

Stos pamięci.

 

Patrz

to warszawski dom

Piękny

cudowny nie dzisiejszy design

Odrestaurowany

bo... stało się to

 

Patrz

za nami... daleko...

w mlecznej siekierkowskiej mgle

majaczy... stos pamięci.

 

Czarna

hałda kolizji pejzaży,

sentymentalnych łąk,

wiecznie zielonych traw

i... ich splecionych rąk.

 

Słyszysz

ten wiatr na ich źdźbłach?

Widzisz

tę opadającą nad wodą

łagodność uśmiechu jej warg?

 

Ach! Bandaże!

Te czerwone bandaże czasu

nie mogą zasnuć pamięci...

 

Nie wiesz, że czas też ma kolor?

Najbardziej lubię błękitny,

ale on tak często bywa czerwony

 

Więc rozumiesz

ten cudowny nie dzisiejszy design?

 

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura