List z Ameryki... uchylcie swe drzwi
siedzę pod Jackiem
na Jackowie
na tyle silny bym pisać mógł
i skrobię do was u schyłku dni
uchylcie proszę uchylcie drzwi
jak uchylali przed nami drzwi
gdy my przez wieki szliśmy i szli
siedzę pod Jackiem
na Jackowie
z zimna grabieją już palce mi
mrozi mnie jednak strach z tamtych dni
gdy ubek kolbą wali w me drzwi
i ból zamykam za mgłą we krwi
bo umrzeć przecież nie dadzą mi
siedzę pod Jackiem
na Jackowie
znów atak kaszlu wymęczył mnie
ale na nowo ożywiam się
bo pamięć wraca w te jasne dnie
gdy się pojawił nadziei cień
że spojrzę jeszcze na Boży dzień
siedzę pod Jackiem
na Jackowie
wdzieczny że w Stanach dano mi żyć
smutny jak smutny może być pies
zbity bez winy zbity że jest
by żyć uciekłem tak jak ten pies
z kraju co nadal ojczyzną jest
zamknięte drzwi nie chronią od zła
zamknięte drzwi zamykają w nas
furtkę dla dobra prawa i tego
co jest w człowieku najpiękniejszego
co nas wyróżnia co wiarę budzi
że należymy do świata ludzi